Translate

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Trzeci.



- Na piątej godzinie lekcyjnej na auli odbędzie się apel dla wszystkich uczniów z okazji uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego, obecność obowiązkowa – z głośnika znajdującego się nad tablicą wydobył się męski głos należący (zapewne) do dyrektora.
- Chryste panie – sapnęła Waliyha. – Nienawidzę apelów.
- Ja też – szepnęła siedząca przed nami Leighton, bawiąc się zamkiem od piórnika.
Obydwie dziewczyny poznałam na pierwszej przerwie. Podeszły do mnie i po prostu zaczęłyśmy rozmawiać, jakbyśmy się znały od lat. Zero krępującej ciszy. Aż dziwnie, aczkolwiek miła odmiana.
             Waliyha była naprawdę ładną dziewczyną. Oliwkowa cera wspaniale kontrastowała z czarnymi, jak smoła włosami sięgającymi do połowy pleców. Brązowe, wręcz kakaowe oczy,  zgrabny nosek i kształtne usta  robiły z niej jedną z najładniejszych dziewczyn z rocznika. Miała około 165 cm, tak jak ja, a figury nie jedna mogła jej zazdrościć. Z tego co mówiła to nawet ma jakieś propozycje pracy jako modelka.
            Leighton była … inna. Tak, zdecydowanie to słowo do niej pasuje. Miała czerwone, a raczej bordowe włosy, które  ją wyróżniały w tłumie; brązowe oczy, drobne usta oraz małego, ale charakterystycznego pieprzyka pod prawym okiem, który z bliższej perspektywy przypominał  gwiazdkę.  Jeśli chodzi o charakter to była dość nieśmiała, mało mówiła i raczej robiła z popychadło Waliyhi. No ale co kto lubi, nieprawdaż?
            Zaraz po ogłoszeniu dyrektora na korytarzach rozbrzmiał się dzwonek. Zgrabnie włożyłam książki z powrotem do torby i wyszłam z klasy kierując się na stołówkę - była przerwa na lunch. Wchodząc do stołówki przy stoliku pod samym oknem zauważyłam Nialla siedzącego z kolegami. Pomachałbym mu, ale pewnie i tak by mnie nie zauważył. Poprawiając torbę na ramieniu, poszłam w stronę kolejki. Wzięłam tacę i nałożyłam na nią czekoladowe mleko sojowe, ciabattę pomidorową i dwie mandarynki. Nie byłam zbytnio głodna. Biorąc tacę w dłonie, zwróciłam się stronę stolików. Okej, i co teraz?  
            Patrząc na tą sytuację przypomniała mi się scena z filmu ‘’ Wredne Dziewczyny’’ , kiedy Cady będąc zupełnie nową uczennicą, nie miała z kim usiąść, więc przesiedziała lunch w damskiej toalecie. Nie. Mówię stanowcze ‘NIE’ lunchom w toaletach. Z obaw wybawiła mnie machająca z końca stołówki Waliyha, która zajęła stolik zaraz obok grupki, gdzie siedział mój kuzyn. Cholera! Nie po to zwiałam przed rozpoczęciem lekcji, żeby teraz dać się tak łatwo podejść!  Szepcząc pod nosem ciche ‘ Ja pierdzielę’’, ruszyłam w stronę dziewczyn. Usiadłam po lewej stronie stolika, tak, żeby (ale tylko jakby co!) Niall chciał mnie jednak przedstawić swoim kolegom. Mogę odwlekać to i wyjść na wariatkę, która boi się płci przeciwnej albo wziąć się w garść. Ale zaraz... w sumie to ja się boję płci przeciwnej, jeśli jest starsza!  Zawsze wydawało mi się, że jeśli zagadam do starszego chłopaka to mnie delikatnie mówiąc wyśmieję. Tak, ja i moja pewność siebie. Delikatnie uśmiechnęłam się do Leighton, która właśnie na mnie patrzała. Ta dziewczyna była dziwna. Ale lubię to co dziwne. Trochę to dziwne i lekko skomplikowane. Słysząc głos Nialla wołającego moje imię, spojrzałam w stronę stolika naprzeciwko i  przyjrzałam się kompanom blondyna.
           Pierwszy rzucił mi się w oczy dobrze zbudowany chłopak z lokowaną czupryną.  Miał szerokie ramiona, na których spoczywała bordowa koszulka punk-rockowego zespołu The Ramones. Doskonale opinała jego klatkę piersiową i brzuch. Na nogach miał zbyt ciasne ciemny jeansy, który uwydatniały jego ''interes'' nawet w pozycji siedzącej, jednak wspaniale kontrastowały z białymi conversami, których jestem zwolenniczką.
           Następny był niebieskooki ciemny blondyn z krótkimi włosami, które niesfornie mierzwiły się na jego głowie. Kilkudniowy zarost dodawał mu paru lat. Gdyby nie plecak na jego ramionach, spokojnie mogłabym stwierdzić, że jest już absolwentem. Tak jak Leighton miał charakterystycznego pieprzyka, tyle że na szyi.
Na górnej części ciała miał luźną, granatową bluzę z białym zamkiem i kaptur do połowy założony na głowę, a na dolnej czarne jeansy i białe supry. Styl miał podobny do mojego małego Horana.
           Widząc trzeciego osobnika, aż wytrzeszczyłam oczy. To on. To chłopak z parkingu. Niesfornie rozczochrane czarne włosy, głębokie kakaowe spojrzenie, perfekcyjna w każdym calu śniada cera; szerokie, umięśnione ramiona, wąskie biodra; szczupły, ale umięśniony, ubrany w czarną koszulę z kołnierzem, czarne jeansy doskonale odsłaniające kawałek białych bokserek od Calvina Kleina oraz czarne Nike Blazer utrzymane w idealnym stanie.
           Wzięłam głęboki oddech. Nawet go nie znałam, ale działał na mnie, jak...nawet sama nie wiem co.                   
             - Audrina! - krzyk Nialla wyrwał mnie z myśli. Pomachałam w jego stronę, a on biorąc swój plecak i tacę, podszedł do naszego stolika. Waliyha i Leighton nawet go nie zauważyły, gdyż były zajęte oglądaniem jakiegoś filmiku na telefonie, ale za to resztą płci żeńskiej znajdującej się w stołówce przyglądała nam się z nadzwyczajną dokładnością. Blondyn chyba tego nie zauważył, bo jakby nigdy nic usiadł obok mnie i zabrał sobie jedną mandarynkę. - I jak ci się podoba? - uśmiechnął się.
            - Jest okej - odwzajemniłam uśmiech, łapiąc się dłonią za kark i trochę przeciągając.
            - To cieszę się. To naprawdę fajna szkoła, ludzie też dają radę- puścił mi oczko i włożył sobie kawałek pomarańczowego cytrusa do ust. Uroczą pogawędkę przerwał na dźwięk dzwonka rozbrzmiewający się po raz setny dzisiaj. Wszyscy ( łącznie ze mną ) w mgnieniu oka poderwali się z miejsc i ruszyli na aulę, gdzie miał się odbyć zapowiedziany wcześniej apel. Spojrzałam ostatni raz w miejsce, gdzie siedział chłopak z parkingu, ale już go tam nie było. Cicho westchnęłam. Włożyłam niewypity kartonik sojowego mleka czekoladowego do torby i podreptałam w stronę auli w towarzystwie Waliyhi, albowiem Leighton gdzieś zniknęła w tłumie.
            Stanęłam z czarnowłosą na tyłach pomieszczenia, które było naprawdę wielkie. Wszystkie miejsca siedzące były już zajęte przez uczniów, reszta stała gdzieś dookoła, tak jak my. Przez wysoko umieszczone okna wpadały drażniące promienie słońca, oświetlając przy tym scenę, na której aktualnie znajdował się łysiejący facet w średnim wieku, ubrany w granatowy garnitur.
             - Proszę o ciszę! - zapiał niskim głosem, tym samym, który wydobywał się wcześniej z głośników. Na auli zapanowała cisza, słychać było tylko pojedyncze szepty. Rozejrzałam się dookoła. Chyba nikt nie przejmował się tym co mówi dyrektor. Jedni grali w jakieś gry na telefonach, drudzy się z niego śmiali, a jeszcze inni próbowali nie zasnąć. Typowa szkoła. Krzyżując ręce na piersi, starałam się słuchać słów dyrektora. Właśnie mówił nam o tym co czeka nas w tym roku szkolnych, czyli o festynach, pokazach itp.
Gdy właśnie zaczął mówić o zajęciach dodatków, poczułam uszczypnięcie na lewym pośladku. Gwałtownie się odwracając, ujrzałam o pół głowy wyższego blondyna, który uśmiechał się kpiarsko. Oczywiście był w otoczeniu kolegów, którzy mieli identyczny wyraz twarzy jak on.
             - Nie dotykaj mnie - warknęłam.
             Odwróciłam się z powrotem w stronę sceny, czując się nieswojo. Nienawidzę takich sytuacji. Są bezczelne, chamskie i pokazują jaki brak szacunku mają do siebie rówieśnicy. Poczułam się jak dziwka, choć wiem, ze nie powinnam. Wzięłam głęboki oddech. Ostatnio często to robię. Ponownie wsłuchałam się w przemowę dyrektora. Śmiechy za mną ucichły, ale nie na długo. Chwilę potem mały skurwiel znowu powtórzył wcześniejszą akcję, tym razem szczypiąc mnie w prawy pośladek. Ręce zaczęły mi się trząść, a w głowię układałam szybką ripostę, aby go ośmieszyć przy kolegach. Odwróciłam się i aż rozwarłam lekko wargi ze zdziwienia. Nad małym skurwysynem stał chłopak z parkingu, trzymając go za koszulę,
              - Chyba powiedziała, żebyś jej no dotykał, tak? - jego głos był jednocześnie miękki, ale czuć było w nic odrobinę irytacji. Mały skurwysyn widząc jego wzrok, wyrwał się i wyszedł z auli, a za nim tak samo zdziwieni koledzy. Brązowooki zwrócił swój wzrok na mnie, ale nic nie powiedział.
               - Dziękuje. - powiedziałam cichym głosem, starając się, aby nie drżał. Chłopak skinął głową, po czym zniknął w tłumie innych uczniów.

* * * 
      Witam, kochani. Mam nadzieję, że mnie nie zabicie za tak długa przerwę. Sama jestem sobą zawiedziona i najchętniej strzeliłabym sobie w pysk. Naprawdę przepraszam, ze tak długo zajęło mi napisanie trzeciego rozdziału. 
       Pewnie niektórzy już zauważyli : nazwa bloga została zmieniona. A wszystko przez pewną osobę z reala, który znalazła bloga, potem twittera, a jej oczy nigdy nie miały tego ujrzeć. Tak więc nazwa zmieniona, ale ta nowa chyba nawet bardziej mi się podoba. 
       Zostałam nominowana do Liebster Awards, ale nie biorę udziału. Nie wiem na czym to polega, ani jaki jest tego sens, gdyż nie ma tam głosowania ani nic. 
       Nowy rozdział? Na pewno będzie szybciej, niż trzeci. W połowie stycznia kończy się semestr, więc w okolicach 23 stycznia można się będzie go spodziewać. Jeśli ktoś chce być informowany zostawcie swoje nazwy z twittera lub linki do blogów z dopiskiem ' informuj mnie' pod rozdziałem.
      Ktoś chce mieć kontakt ze mną? Jestem na twitterze all day all night, więc napisz, że chcesz i podaj nazwę twittera, na 100 % w najbliższym czasie do ciebie napiszę :) 

Tak więc, ahoj i do następnego! :D
A NO I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! 


 Tumblr : http://glamorousshaddow.tumblr.com/

sobota, 27 października 2012

Drugi.




Właśnie mija mój pierwszy tydzień w Newcastle.  Spędziłam go głównie na oswajaniu się z nowym miejscu. Tylko raz wymknęłam się, żeby zwiedzić okolicę nocą. I muszę powiedzieć, ze było dosyć… magicznie. Wielki posesje bogatych buców naprawdę fajnie są oświetlone nocą.
Dużo czasu spędziłam na siedzeniu w pokoju, ponieważ samo rozpakowywanie się zajęło mi trzy dni. Ciocia Horan w tym czasie kupiła mi potrzebne rzeczy do szkoły. Książki, zeszyty, długopisy i cała reszta. Już jutro rozpoczyna się nowy rok szkolny w Broken Arrow High School. Ja dopiero rozpoczynam szkołę średnią, ale dla Nialla to już ostatni rok w tej szkole. Obiecał, że mnie oprowadzi i pozna z kilkoma osobami. Mhm… szkoda, że tego nie chce. Ale jakoś nie umiałam mu odmówić. Jest tak podekscytowany trzecim, a zarazem ostatnim rokiem, że nawet nie mam serca mu tego psuć. Przejrzawszy jego profil na facebooku (musiałam!) mogę stwierdzić, że należy do szkolnej elity. W mojej poprzedniej szkole też tacy byli i szczerze ich nienawidziłam za to, że patrzyli na wszystkich, jakby byli nic nie wartymi śmieciami. Okej, sama też czasem tak robię, gdy jestem naprawdę wkurwiona, ale bez przesady. I zależy jeszcze na kogo.
00:00. Północ. Jutro szkoła, a ja zamiast spać, żeby nie mieć worów pod oczami i dobrze się prezentować to oglądam po raz setny Step Up: Taniec zmysłów. Uwielbiam ten film i to właśnie jedynka jest najlepszym z całej serii. Powiązanie tańca współczesnego i baletu z ulicznym hip hopem i lekką namiastką breakdance’a. Boże, wielbię to na klęczkach niczym Morris księcia Juliana w Madagaskarze! Ile ja bym dała, żeby kiedyś wystąpić w takim musicalu. Westchnąwszy cicho, wstałam i odłożyłam laptopa na biurko, po czym ponownie weszłam do łóżka i zakopałam się w kołdrze, odwracając w stronę okna. Do pokoju wpadało światło ulicznych lamp prosto na mnie i moje wspaniałe wyrko. Nawet nie wiem kiedy, moje powieki się zamknęły, a ja odpłynęłam w krainę snów.
Hałas. Pieprzony hasał. Budzik. Pieprzony budzik. Po całym pokoju rozbrzmiał się głos Lany Del Rey. Money is the anthem of success, so before we go out, what you address? Sięgnęłam po leżący na szafce telefon i po kilki próbach nieudolnego wyłączenia go w końcu się udało. W pokoju z powrotem nastała cisza, ale nie na długo. Ledwo zdążyłam przetrzeć oczy, z dołu wydobył się głos wujka: 
            - Audrina! Wstawaj!

Klnąc pod nosem, doczołgałam się do łazienki. Tak, doczołgałam, bo chodzeniem bym tego nie nazwała. Spojrzałam na swoją twarz, potem na włosy.  Nie jest źle – uśmiechnęłam się sama do siebie. Zdjęłam piżamę składającą się z krótkich białych spodenek i różowej koszulki, i położyłam na szafce, wcześniej składając. Związałam włosy w kok i weszłam pod prysznic. Gorąca wody oblała moje ciało. Mimowolnie mruknęłam. Uwielbiam poranne prysznice, one są jak wehikuł czasu. Czas staje, wyłącza się. Albo inaczej. To ja się wyłączam, czas dalej płynie, ale jest to kompletnie nieodczuwalne. Wycisnęłam na gąbkę płyn do kąpieli o smaku/ zapachu kiwi i delikatnie obmyłam całe ciało.
Czysta i pachnąca wyszłam spod prysznica, a zimne powietrze natychmiast we mnie uderzyło. Przekleństwa płynące mi na język zostały w głowie, a ja szybko wytarłam się ręcznikiem i założyłam biały, zwiewny, sięgający do połowy ud szlafrok. Wróciłam do pokoju i przyszła pora na pytanie, które zadaję sobie codziennie każda dziewczyna: w co mam się ubrać?
O BOŻE! CHRYSTE PANIE! Zapomniałam o najważniejszym przygotowaniu przed szkołą: zakupach! Złapałam się za głowę i otworzyłam szafę. No nic mi innego nie zostało, niż wybranie czegoś ‘’starszego’’.
 Pierwszy dzień szkoły. Trzeba dobrze wyglądać, ale nie przesadzić. Okej, już wiem. Wyciągnęłam z szafy czarne rurki z wysokim stanem, a potem jasną, dżinsową koszulę z długimi rękawami. Prosto, ale ładnie. Wróciłam do łazienki. Nałożyłam na twarz delikatny krem, niedoskonałości zakryłam korektorem, a resztę dopełnił puder. Wszystkie moje kosmetyki są strasznie jasne i wyglądają naprawdę naturalnie. Oko podkreśliłam czarną kreską, na rzęsy nałożyłam tusz. Po zakończeniu ‘’robienia’’ twarzy, przyszła pora na włosy. Rozpuściłam koka, a niesforne loczki opadły na moje plecy. Nie musiałam nic z nimi robić. Ubrawszy bieliznę, założyłam na ramiona koszulę, a na nogi spodnie. Koszulę delikatnie wepchnęłam do środka, a wysoki stan spodni sięgał mi gdzieś do wysokości pępka.  Spakowałam potrzebne na dzisiaj książki i zeszłam na dół. Przy stole siedzieli wszyscy domownicy zajadając śniadanie. Po krótkim ’’dzień dobry’’ i charakterystycznym uśmiechu, wzięłam sobie dwa tosty i posmarowałam je nutellą. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść.
            - Boisz się? – zapytał Niall z cwaniackim uśmiechem.
            - Nie, a powinnam? – przeniosłam wzrok na blondyna. Nie odpowiedział na pytanie, tylko sam zaczął nawijać bóg wie o czym. Nie słuchając go kompletnie zjadłam resztę swojego śniadania, popijając herbatą malinową. Ledwo zdążyłam dopić, a ktoś znowu wykrzykiwał moje imię. Tym razem to był Niall, czekający na mnie przy samochodzie. Pospiesznie włożyłam naczynia do zmywarki, założyłam moją ulubioną białą ramoneskę i granatowe vansy ( moja kolejna miłość). Sięgnęłam po torbę i wybiegłam przed dom, gdzie czekał na mnie zniecierpliwiony niebieskooki. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę.

- Poznam cię z moimi przyjaciółmi – mówił, patrząc na drogę. – Są naprawdę sympatyczni i na pewno się polubią.
            - Okej- mruknęłam cicho. – A ty przypadkiem nie jesteś taki trochę, no nie wiem… popularny? Czy coś? – uśmiechnęłam się drwiąco.

- Nie, dlaczego pytasz?- spojrzał na mnie.
- Oglądałam twój profil na Facebooku. Te setki lajków pod twoimi zdjęciami i komentarzy dziewczyn. Chyba nie każdy tak ma,  nie?
- A, to. – zachichotał. – Nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Zobaczysz w szkole- puścił mi oczko.
Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy pod szkołę. Była duża, biało-niebieska i naprawdę ładna. Niall zaparkował na szkolnym parkingu, a ja zaczęłam się rozglądać. Pełno dzieciaków idących w grupkach, śmiejących się - działało na mnie dosyć specyficznie. Czułam, że jestem tu sama, że nie mam nikogo i ,że  już tak zostanie.
- Oby nie – szepnęłam najciszej jak mogłam. Może i nie chciałam być popularna, ale jakaś bliższa osoba do pogadania by się przydała.
Idąc w stronę wejścia, zauważyłam coś bardzo interesującego. A raczej kogoś. Ciemna karnacja, czarne włosy, brązowe włosy, dwudniowy zarost, obrany w rurki, koszulę i skórzaną kurtkę. Aż się na chwilę zatrzymałam.
            - Jak wyglądam?-  z przemyśleń wyrwał mnie głos blondyna, idącego obok mnie. Spojrzałam na niego.
            - Wszystkie laski twoje – puściłam mu oczko i się zaśmiałam. Mój kuzyn był uroczy i na swój sposób przystojny. No ale nie mnie to oceniać. Widząc wzrok dziewczyn, które mnie nim zabijały i jad kapiący im z gęb, odsunęłam się lekko od Horana, który zaczął się witać ze swoimi kolegami. Wychwytując dobrą chwilę na ucieczkę, spojrzałam ostatni raz na to cudo w skórzanej kurtce, po czym szybko potruchtałam do wejścia szkoły. Jeśli Niall pomyśli, że się trochę pogubiłam nie będzie miał mi za złe, że z nim nie zostałam i nie poznałam jego wspaaaniałych kolegów. 


Can't you see? Sometimes your eyes just hypnotize me

* * *
Witam ponownie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba, bo mimo słabej weny, sama uważam, że wyszedł całkiem okej. No i w końcu jest Zayn! Obiecuję w następnym rozdziale będzie go trochę więcej, ale myślę, że przy piątym powinien być już głównym bohaterem.

INFORMOWANIE: 
Ostatnio  powiadomiłam o pierwszym rozdziale 15  osób, z czego nawet połowa nie wyraziła swojej opinii, więc jesli ktoś chce być informowany niech napiszę blog lub nazwę na twitterze.

AUTORKA:
Nikt, dosłownie nikt nie spytał o mnie, haha :) więc stwierdziłam, ze sama coś napiszę :

#1 Mam na imię Agata.
#2 Jestem z Gdańska.
#3 Opowiadania piszę od dwóch lat. 
#4 To moje pierwsze opowiadanie z One Direction.
#5 Directionerką jestem ponad rok.
#7 Jeśli ktoś chce mi zadać pytanie, niech śmiało piszę, nie gryzę :) 

PS: Nowy rozdział powinien się pojawił w najbliższy czwartek, ale nic nie obiecuje.


sobota, 20 października 2012

Pierwszy.




Poczułam delikatnie szarpnięcie. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Staliśmy pod jakimś domem. Tfu! Willą. Z wielkim ogrodem, garażem i boiskiem do kosza.
            - Obudź się księżniczko, dojechaliśmy – usłyszałam głos Nialla nad uchem. Przeciągnęłam się, ospale mruknęłam i powoli wysiadłam z samochodu. Uderzyła we mnie fala zimnego powietrza, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Znajdowaliśmy się na jakimś osiedlu. Rozejrzałam się dookoła. Każdy dom wyglądał inaczej, ale każdy był równie wielki.

Nim się obejrzałam blondyn stał już przy mnie z moją walizką. Oboje ruszyliśmy w stronę drzwi mijając piękny, zadbany ogród z soczyście zieloną, idealnie przycięta trawą. Oho, ciotka Horan chyba bawi się w perfekcyjną panią domu – pomyślałam. Złapałam z klamkę i pchnęłam drzwi. Moim oczom ukazał się długi hol, a do moich nozdrzy dotarł zapach świeżo upieczonego ciasta.
- Mamo, już jesteśmy!- krzyknął chłopak, zamykając drzwi. Postawiwszy bagaż przy nich, zdjął kurtkę. Zrobiłam to samo. – Chodź, mama specjalnie na twój przyjazd upiekła murzynka – zwrócił się do mnie, radośnie się uśmiechając.
Kochany głodomorek – zachichotałam.
Poszliśmy w stronę kuchni, gdzie dopadła mnie kochana ciotunia, a potem wujaszek. Zaczęli mnie wypytywać o wszystko: co u mamy i taty, jak podróż, czy jestem głodna, czy dobrze się czuję, czy mój chomik nadal żyje itp. W tym czasie Niall zdążył zjeść dwa kawałki ciasta i wypić naszą ulubioną herbatę malinową, o którą za młodu zawsze się kłóciliśmy. Po spowiedzi, wzięłam moją walizkę i poszłam do swojego nowego pokoju. Otworzyłam drzwi i ujrzałam duży pokój z łazienką. Ściany były wrzosowe i wspaniale kontrastowały z biało-brązowymi meblami. Na środku stało dwuosobowe łóżko, na które przez okno padały promienie zachodzącego słońca. Ścianę naprzeciw łóżka zdobił  czterdziestodwucalowy telewizor plazmowy. Pod oknem stało biurko z lampką, niedaleko drzwi trzydrzwiowa szafa, a obok niej drzwi do łazienki. Zostawiwszy walizkę na środku pokoju, poszłam się przejrzeć w lustrze. Jak na dwudziestogodzinny lot muszę przyznać, ze wyglądałam całkiem okej. Wróciłam do pokoju i usiadłam na parapecie, z którego  miałam widok na drugą( tylną) część ogrodu. Upięłam włosy w luźnego koka i westchnęłam.
Chyba przyszła pora, aby się przedstawić.
Jestem Audrina Collins, mam szesnaście lat i pochodzę z Australii, a dokładniej – z Brisbane, głównego miasta w stanie Queensland. Właśnie przyleciałam do UK, do mojego dziewiętnastoletniego kuzyna Nialla, zamieszkującego imprezowy Newcastle. Jego mama i moja są kuzynkami, więc nie jesteśmy jakąś super bliską rodziną, ale nasze rodziny utrzymują ze sobą kontakt i są w dobrych relacjach.
Jestem tu z powodu mojego zachowania. Jak to mówi moja mama z powodu
‘’ zaawansowanego stanu młodzieńczego buntu’’ i przyjazd tu jest dla mnie ‘’ ostatnim ratunkiem przed kompletnym dnem’’.  A mianowicie : od dwóch lat z doskonałej w każdym celu wzorowej uczennicy zmieniłam się w… nawet sama nie wiem w co. W każdym razie strasznie zobojętniałam – przestałam się uczyć, szkoła stała się dla mnie straszną udręką, a na znajomych z klasy nawet patrzeć mi się nie chce. Z początku uciekłam w hobby. Od zawsze interesował mnie taniec, ale mojej mamie to nie odpowiadało. Ona twierdzi, że będąc w zawodzie, który wymaga tylko i wyłącznie pracy fizycznej nie można w życiu nigdzie zajść. Powinnam być lekarzem, prawnikiem albo architektem.
            Niektórzy w takim przypadku mieliby jeszcze przyjaciół. I ja takowych miałam, ale oni byli po prostu …nudni. Nie za bardzo rozumieli mnie, każdy z nich wyglądał prawie tak samo. Ujmę totak – byli frajerami bez jakichkolwiek ambicji. Koleżanki – słodkie idiotki, koledzy – … nawet nie komentuję.
             Chłopak? Był taki jeden, ale to tylko ….przygoda. Może kiedyś wam opowiem.
Nie mając żadnego oparcia stało się to co się stało. Zaczęłam palić, chodzić na imprezy. Mi jest z tym całkiem dobrze, ale moje otoczenie się o mnie martwi, choć ja wcale tego nie potrzebuje. 
Głównym powodem mojego zachowania jest brak życiowego celu, a jeśli się go nie ma – to należy go poszukać. Wcześniej chciałam być tancerką, ale to zostało mi skutecznie wybite z głowy. Może ja akurat wybrałam na poszukiwania zły sposób, ale patrząc na ludzi, których poznałam to zdecydowanie nie mam czego żałować. Niestety mamusia po raz kolejny miała z tym problem i moi nowi znajomi nie przypadli jej do gustu, więc postanowiła mnie ‘’ratować’ wysyłając tutaj. Nawet się nie stawiałam. Kocham podróże, a UK jest miejscem, w którym zawsze chciałam zamieszkać. Teraz moje małe marzenie się spełni. Za tydzień zaczynam naukę w tutejszej szkole, rozpocznę nowe życie, ale nie mam zamiaru żegnać się ze starym. Oh, przepraszam na chwilę, ale mam ogromną ochotę na szluga.
Zgrabnie zeskoczyłam z parapetu, sięgając do torby, z której wyjęłam miętowe linki. Odpaliwszy jednego, wróciłam na miejsce. Zaciągnęłam się porządnie , a dym poszedł mi nosem.
O czym to ja…? A tak, nie mam zamiaru się zmieniać, choć wiem, że istnieje taka opcja. Nowe miejsce, nowi znajomi, nowe życie. Może nawet się zakocham? 
            Mimowolnie wybuchłam śmiechem.

Nie, raczej nie. Oczywiście jestem hetero, żeby nie było, ale nie lubię związków. Duszę się w nich. Wolę zaliczać pojedyncze przygody, niż kogoś skrzywdzić zdradzając go.
Ale zdaję sobie sprawę z tego, że podobam się płci przeciwnej.  Że tak powiem – zostałam dobrze obdarzona. Szczupłe nogi, ładnie odstająca pupa, szerokie biodra, płaski brzuch, całkiem spory biust i może nie jestem jakoś super ładna, ale nie posiadam zbyt przeciętnej urody. Australijczycy są zazwyczaj opaleni, nieprawdaż?  Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jestem bledsza od trupa. Tak blada cera całkiem ciekawie wygląda z niebieskoszarymi tęczówkami i blond włosami sięgającymi prawie do pasa.
            No, to chyba tyle.

Serdecznie witam w moim życiu. 

 Pretty, pretty please, if you ever ever feel like you're nothing, you're fuckin perfect to me



* * * 
Dzień dobry! 
Oto pierwszy rozdział mam nadzieję, ze się podoba. Bardzo dziękuje za dziewiętnaście komentarzy pod prologiem, naprawdę jest to motywujące. Rozdziały będę starła się dodawać w każdą sobotę, jeśli coś się zmieni to na pewno napiszę :) 
Jeśli chcecie coś o mnie wiedzieć, zadajcie pytania, pod następnym rozdziałem na wszystkie odpowiem ♥
Do zobaczenia za tydzień!

sobota, 13 października 2012

Prolog.



Stałam przy wyjściu głównym zaciągając się ostatnim papierosem. Aż trudno uwierzyć, że zdążyłam spalić całą paczkę od wczoraj. Wiatr zawiał mocniej, okryłam się szczelniej czarnym płaszczem. Angielska pogoda zostawia wiele do życzenia. Piętnaście minut temu wylądowałam w Newcastle, a już zdążyłam porządnie zmarznąć. Zauważając czarnego range rovera, wyrzuciłam papierosa i pobiegłam w stronę samochodu. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a z nich wysiadł dobrze znany mi blondyn.
            - Witaj kuzyneczko! – krzyknął na mój widok, rozkładając ręce w geście przytulenia. Zostawiając walizkę na samym środku chodnika, podbiegłam do niebieskookiego i rzuciłam mu się w ramiona. Trwaliśmy w uścisku dobre parę minut. Tak bardzo się za nim stęskniłam. Za moim małym niesamowicie irytującym, wiecznie głodnym, blondaskiem. Ostatni raz widzieliśmy się, gdy miałam 7 lat, czyli prawie 10 lat temu.

            - Wsiądź do samochodu – powiedział puszczając mnie i kierując się w stronę walizki. Jak kazał, tak zrobiłam. Szybkim krokiem obeszłam samochód i usiadłam na miejscu pasażera, patrząc jak niebieskooki radzi sobie z moim prawie trzydziestokilowym bagażem.
A radził sobie… dość mizernie, ale nie dziwie się. Tyle co ja tam napchałam to niejednemu by się w trzydrzwiowej szafie  zmieściło. No cóż, moja miłość do ciuchów, butów, kosmetyków i biżuterii jest większa, niż jakiekolwiek zemęczenie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – chłopak przynajmniej sobie mięśnie wyrobi.
            Wsiadł cały zdyszany do auta. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Po chwili oboje zaczęliśmy się śmiać. Zapięłam pasy, on włożył kluczyki w stacyjkę i wyjechaliśmy na zatłoczone brytyjskie ulice. Przyglądałam się wszystkiemu. Od krawężników i chodników po same lampy uliczne i dachy budynków. Mimowolnie ziewnęłam.
            - Prześpij się– usłyszałam miękki głos blondyna. – Jak dojedziemy to cię obudzę.
Posłałam mu delikatny, wdzięczny uśmiech i rozłożyłam się wygodnie na fotelu.

Anglia-Newcastle. Boże, naprawdę tu jestem…

Bohaterowie.

Audrina Collins 

Harry Styles
Liam Payne
Niall Horan
Zayn Malik
Louis Tomlinson