Właśnie mija mój pierwszy tydzień
w Newcastle. Spędziłam go głównie na
oswajaniu się z nowym miejscu. Tylko raz wymknęłam się, żeby zwiedzić okolicę
nocą. I muszę powiedzieć, ze było dosyć… magicznie. Wielki posesje bogatych
buców naprawdę fajnie są oświetlone nocą.
Dużo czasu spędziłam na siedzeniu
w pokoju, ponieważ samo rozpakowywanie się zajęło mi trzy dni. Ciocia Horan w
tym czasie kupiła mi potrzebne rzeczy do szkoły. Książki, zeszyty, długopisy i
cała reszta. Już jutro rozpoczyna się nowy rok szkolny w Broken Arrow High
School. Ja dopiero rozpoczynam szkołę średnią, ale dla Nialla to już ostatni
rok w tej szkole. Obiecał, że mnie oprowadzi i pozna z kilkoma osobami. Mhm… szkoda,
że tego nie chce. Ale jakoś nie umiałam mu odmówić. Jest tak podekscytowany trzecim,
a zarazem ostatnim rokiem, że nawet nie mam serca mu tego psuć. Przejrzawszy
jego profil na facebooku (musiałam!) mogę stwierdzić, że należy do szkolnej
elity. W mojej poprzedniej szkole też tacy byli i szczerze ich nienawidziłam za
to, że patrzyli na wszystkich, jakby byli nic nie wartymi śmieciami. Okej, sama
też czasem tak robię, gdy jestem naprawdę wkurwiona, ale bez przesady. I zależy
jeszcze na kogo.
00:00. Północ. Jutro szkoła, a ja
zamiast spać, żeby nie mieć worów pod oczami i dobrze się prezentować to
oglądam po raz setny Step Up: Taniec zmysłów. Uwielbiam ten film i to właśnie
jedynka jest najlepszym z całej serii. Powiązanie tańca współczesnego i baletu
z ulicznym hip hopem i lekką namiastką breakdance’a. Boże, wielbię to na
klęczkach niczym Morris księcia Juliana w Madagaskarze! Ile ja bym dała, żeby
kiedyś wystąpić w takim musicalu. Westchnąwszy cicho, wstałam i odłożyłam
laptopa na biurko, po czym ponownie weszłam do łóżka i zakopałam się w kołdrze,
odwracając w stronę okna. Do pokoju wpadało światło ulicznych lamp prosto na
mnie i moje wspaniałe wyrko. Nawet nie wiem kiedy, moje powieki się zamknęły, a
ja odpłynęłam w krainę snów.
Hałas. Pieprzony hasał. Budzik.
Pieprzony budzik. Po całym pokoju rozbrzmiał się głos Lany Del Rey. Money is the anthem of success, so before we go out, what you address? Sięgnęłam po leżący na
szafce telefon i po kilki próbach nieudolnego wyłączenia go w końcu się udało.
W pokoju z powrotem nastała cisza, ale nie na długo. Ledwo zdążyłam przetrzeć
oczy, z dołu wydobył się głos wujka:
- Audrina! Wstawaj!
Klnąc pod nosem, doczołgałam się
do łazienki. Tak, doczołgałam, bo chodzeniem bym tego nie nazwała. Spojrzałam
na swoją twarz, potem na włosy. Nie jest źle – uśmiechnęłam się sama do
siebie. Zdjęłam piżamę składającą się z krótkich białych spodenek i różowej
koszulki, i położyłam na szafce, wcześniej składając. Związałam włosy w kok i
weszłam pod prysznic. Gorąca wody oblała moje ciało. Mimowolnie mruknęłam.
Uwielbiam poranne prysznice, one są jak wehikuł czasu. Czas staje, wyłącza się.
Albo inaczej. To ja się wyłączam, czas dalej płynie, ale jest to kompletnie
nieodczuwalne. Wycisnęłam na gąbkę płyn do kąpieli o smaku/ zapachu kiwi i
delikatnie obmyłam całe ciało.
Czysta i pachnąca wyszłam spod
prysznica, a zimne powietrze natychmiast we mnie uderzyło. Przekleństwa płynące
mi na język zostały w głowie, a ja szybko wytarłam się ręcznikiem i założyłam
biały, zwiewny, sięgający do połowy ud szlafrok. Wróciłam do pokoju i przyszła
pora na pytanie, które zadaję sobie codziennie każda dziewczyna: w co mam się
ubrać?
O BOŻE! CHRYSTE PANIE!
Zapomniałam o najważniejszym przygotowaniu przed szkołą: zakupach! Złapałam się
za głowę i otworzyłam szafę. No nic mi innego nie zostało, niż wybranie czegoś
‘’starszego’’.
Pierwszy dzień szkoły. Trzeba dobrze wyglądać,
ale nie przesadzić. Okej, już wiem.
Wyciągnęłam z szafy czarne rurki z wysokim stanem, a potem jasną, dżinsową
koszulę z długimi rękawami. Prosto, ale ładnie. Wróciłam do łazienki. Nałożyłam
na twarz delikatny krem, niedoskonałości zakryłam korektorem, a resztę dopełnił
puder. Wszystkie moje kosmetyki są strasznie jasne i wyglądają naprawdę
naturalnie. Oko podkreśliłam czarną kreską, na rzęsy nałożyłam tusz. Po
zakończeniu ‘’robienia’’ twarzy, przyszła pora na włosy. Rozpuściłam koka, a
niesforne loczki opadły na moje plecy. Nie musiałam nic z nimi robić. Ubrawszy
bieliznę, założyłam na ramiona koszulę, a na nogi spodnie. Koszulę delikatnie
wepchnęłam do środka, a wysoki stan spodni sięgał mi gdzieś do wysokości
pępka. Spakowałam potrzebne na dzisiaj
książki i zeszłam na dół. Przy stole siedzieli wszyscy domownicy zajadając
śniadanie. Po krótkim ’’dzień dobry’’ i charakterystycznym uśmiechu, wzięłam
sobie dwa tosty i posmarowałam je nutellą. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść.
- Boisz się? – zapytał Niall z
cwaniackim uśmiechem.
- Nie, a powinnam? –
przeniosłam wzrok na blondyna. Nie odpowiedział na pytanie, tylko sam zaczął
nawijać bóg wie o czym. Nie słuchając go kompletnie zjadłam resztę swojego
śniadania, popijając herbatą malinową. Ledwo zdążyłam dopić, a ktoś znowu
wykrzykiwał moje imię. Tym razem to był Niall, czekający na mnie przy
samochodzie. Pospiesznie włożyłam naczynia do zmywarki, założyłam moją ulubioną
białą ramoneskę i granatowe vansy ( moja kolejna miłość). Sięgnęłam po torbę i
wybiegłam przed dom, gdzie czekał na mnie zniecierpliwiony niebieskooki.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę.
- Poznam cię z moimi przyjaciółmi
– mówił, patrząc na drogę. – Są naprawdę sympatyczni i na pewno się polubią.
- Okej- mruknęłam cicho. – A
ty przypadkiem nie jesteś taki trochę, no nie wiem… popularny? Czy coś? –
uśmiechnęłam się drwiąco.
- Nie, dlaczego pytasz?- spojrzał
na mnie.
- Oglądałam twój profil na
Facebooku. Te setki lajków pod twoimi zdjęciami i komentarzy dziewczyn. Chyba
nie każdy tak ma, nie?
- A, to. – zachichotał. – Nie
wiem jak ci to wytłumaczyć. Zobaczysz w szkole- puścił mi oczko.
Nawet nie zauważyłam kiedy
dojechaliśmy pod szkołę. Była duża, biało-niebieska i naprawdę ładna. Niall
zaparkował na szkolnym parkingu, a ja zaczęłam się rozglądać. Pełno dzieciaków
idących w grupkach, śmiejących się - działało na mnie dosyć specyficznie.
Czułam, że jestem tu sama, że nie mam nikogo i ,że już tak zostanie.
- Oby nie – szepnęłam najciszej
jak mogłam. Może i nie chciałam być popularna, ale jakaś bliższa osoba do
pogadania by się przydała.
Idąc w stronę wejścia, zauważyłam
coś bardzo interesującego. A raczej kogoś. Ciemna karnacja, czarne włosy,
brązowe włosy, dwudniowy zarost, obrany w rurki, koszulę i skórzaną kurtkę. Aż
się na chwilę zatrzymałam.
- Jak
wyglądam?- z przemyśleń wyrwał mnie głos
blondyna, idącego obok mnie. Spojrzałam na niego.
- Wszystkie
laski twoje – puściłam mu oczko i się zaśmiałam. Mój kuzyn był uroczy i na swój
sposób przystojny. No ale nie mnie to oceniać. Widząc wzrok dziewczyn, które
mnie nim zabijały i jad kapiący im z gęb, odsunęłam się lekko od Horana, który
zaczął się witać ze swoimi kolegami. Wychwytując dobrą chwilę na ucieczkę,
spojrzałam ostatni raz na to cudo w skórzanej kurtce, po czym szybko
potruchtałam do wejścia szkoły. Jeśli
Niall pomyśli, że się trochę pogubiłam nie będzie miał mi za złe, że z nim nie
zostałam i nie poznałam jego wspaaaniałych kolegów.
Can't you see? Sometimes your eyes just hypnotize me
* * *
Witam ponownie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba, bo mimo słabej weny, sama uważam, że wyszedł całkiem okej. No i w końcu jest Zayn! Obiecuję w następnym rozdziale będzie go trochę więcej, ale myślę, że przy piątym powinien być już głównym bohaterem.
INFORMOWANIE:
Ostatnio powiadomiłam o pierwszym rozdziale 15 osób, z czego nawet połowa nie wyraziła swojej opinii, więc jesli ktoś chce być informowany niech napiszę blog lub nazwę na twitterze.
AUTORKA:
Nikt, dosłownie nikt nie spytał o mnie, haha :) więc stwierdziłam, ze sama coś napiszę :
#1 Mam na imię Agata.
#2 Jestem z Gdańska.
#3 Opowiadania piszę od dwóch lat.
#4 To moje pierwsze opowiadanie z One Direction.
#5 Directionerką jestem ponad rok.
#6 Mój tumblr: http://glamorousshaddow.tumblr.com/
#7 Jeśli ktoś chce mi zadać pytanie, niech śmiało piszę, nie gryzę :)
PS: Nowy rozdział powinien się pojawił w najbliższy czwartek, ale nic nie obiecuje.